sobota, 18 września 2010

-Gdzie ja jestem? - spytała Siv rozglądając się po pomieszczeniu. Poznała je. Już tu kiedyś była. Dawno temu, po tym jak zasłabła próbując utrzymać piórko w powietrzu. Pamiętała jak jej rodzice panikowali, a ona nie miała pojęcia dlaczego. Po prostu nagle zamknęła oczy i obudziła się tutaj, na tym samym łóżku. Tym razem zamiast mamy siedziała obok niej pierwsza z kobiet z małego pomieszczenia, w którym... nie była do końca pewna, co tam się właściwie wydarzyło.
-Widzę, że lepiej się czujesz. - usłyszała.
-Co się stało?
-Dość długo się nie wybudzałaś. To się zdarza, więc przenieśliśmy Cię tutaj. Jesteś gotowa na ostatnią część, czy dać Ci chwilę na dojście do siebie?
-A na czym polega ta ostatnia część?
-Nic specjalnego: po prostu opowiesz co widziałaś i postaramy się to odpowiednio zinterpretować. To co? Możemy zaczynać?
-Tak, zaczynajmy. - odpowiedziała pewnie Siv.
-Dobrze. Najpierw powiedz mi, jaki kolor dominował w śnie?
-Którym?
-Słucham? - kobieta zapytała zaskoczona.
-Miałam dwa "sny". - odpowiedziała trochę zaniepokojona Siv.
-Interesujące. Rzadko się to zdarza. Pewnie dlatego tak długo się nie budziłaś. - powiedziała z delikatną nutką ekscytacji - Zajmijmy się najpierw pierwszym, dobrze? - dodała
-Niech będzie. - starała się odpowiedzieć naturalnie, ale potwornie się bała tego pierwszego "snu". Zastanawiała się, czy przypadkiem czegoś nie przemilczeć, ale stwierdziła, że lepiej wszystko wyjaśnić niż żyć potem w niepewności.
-Pierwszy sen był ciemnoczerwony. Tak jakbym patrzyła zza ciemnego rubinu, ale takiego...
-Doskonale oszlifowanego. - dokończyła za nią kobieta i trochę się zasępiła.
-Pani też tak miała? - zapytała z ciekawością Siv.
-Ja nie, ale... - zawahała się - ktoś, kogo znałam. - dodała enigmatycznie.
-Kto to? I co się z nim stało? Co to oznacza? - pytała zaniepokojona.
-Sam kolor, to nie wszystko. Co robiłaś w tym śnie? - wróciła do rzeczowego tonu.
Siv zmarszczyła brwi. Nie podobało jej się, że coś przed nią ukrywa. Do tego coś, co może być bardzo istotne. Zaczęła się zastanawiać w jaki sposób ją przekonać, żeby jednak zdradziła tę tajemnicę.
-Jeśli nie chcesz teraz o tym mówić, to możemy dokończyć innym razem. - kobieta wyrwała ją z rozmyślań.
-Nie, nie trzeba. Mogę teraz. - powiedziała pośpiesznie Siv, obiecując sobie, że jeszcze się dowie o kogo chodziło.
-Słucham Cię uważnie. - powiedziała bez cienia emocji kobieta.

Xeras wrócił do domu w dość posępnym nastroju. Zamek w drzwiach się zaciął i miał ochotę z całej siły rzucić nimi, ale cichy głos rozsądku podpowiedział mu, że wstawienie nowych kosztuje i nie jest to najlepszy pomysł. Siłował się chwilę z zamkiem i natychmiast skierował się do swojego pokoju. Wszystko było bez sensu. Spojrzał na dzienniko-pamiętnik i zaczął się zastanawiać, czy przelanie swoich emocji na papier by mu pomogło. Szybko odrzucił tą myśl. Najpierw chciał samemu się uporać z problemem, przetrawić go, zrozumieć. Przecież to niemożliwe, wszystko miało być idealnie, poukładane jak w zegarku. Na domiar złego nikt mu nie wierzy.
-Wróciłam! - usłyszał z przedpokoju, ale nie kwapił się z odpowiedzią. Nie miał ochoty z nikim rozmawiać, nikogo widzieć.
-Cześć synu! - powiedziała jego matka otwierając drzwi do pokoju. - Jak było? - zapytała z zaciekawieniem.
-Nieważne, niedobrze. - odburknął. - Jestem zmęczony, możemy porozmawiać później?
-Wiesz, że możesz mi o wszystkim powiedzieć? - zapytała zaniepokojona.
-Tak wiem, ale naprawdę jestem bardzo zmęczony. - walczył ze sobą, żeby nie wyładować na niej swojej złości.
-Dobrze, jak się lepiej poczujesz to daj mi znać. - powiedziała z troską i zostawiła go samego.
Dlaczego ja? Dlaczego w ogóle ktokolwiek? To jest przecież niemożliwe. Coś musiało pójść nie tak. Na pewno. Zły napój dali. To jest niemożliwe! Niemożliwe...

-Przyszła Siv! - ze snu wyrwał go głos matki. Jeszcze jej mi tu brakowało - pomyślał, ale mimo wszystko gdzieś głęboko, pod wszystkimi złymi emocjami, które teraz nim targały, pojawiła się iskra radości. Trochę zdziwiło go, że jest w podobnym nastroju. Złość jednak sprawiała, że jej mózg pracował intensywniej, w przeciwieństwie do jego, który przestawał pracować i zatapiał się w otępieniu.
-Też miałeś dwie i nie chciała powiedzieć o jakimś kimś, który też tak miał i nie wiadomo co się z nim stało, a ona go znała i w ogóle, to coś niedobrego było?! - wypaliła zaraz po wejściu do jego pokoju.
-Co? - zapytał Xeras zastanawiając się czy na pewno zrozumiał choćby jedno słowo.
-Wyobrażasz to sobie?! Podchodzę do jakiegoś faceta, zaraz zacznę go torturować, a ona mi nic o tym nie mówi! - kontynuowała nie zwracając na niego uwagi.
Patrzył na nią w osłupieniu. Złość gdzieś znikła i wyobraził sobie, że Mirrin musiał mieć podobny problem i dlatego zerwał wszelkie więzi z resztą Utalentowanych. Wszystko układało mu się w jedną, doskonale spójną całość. Delektował się tym cudownym uczuciem rozwikłania zagadki, dotarcia do prawdy, podczas gdy Sivra wciąż wylewała swoje żale doprawione nutką oburzenia.
Oboje tego potrzebowali - ona potrzebowała powiedzieć komuś o całym źle świata, które ją dotknęło, a on musiał poznać kogoś, kogo problemy, przynajmniej w jakimś stopniu, przypominają jego problemy.
-A co u Ciebie? - zapytała Siv po tych kilku dziwnych minutach.
-No ja... Cóż... Nic. - odpowiedział niepewnie Xeras. Nie wiedział co i w jaki sposób ma jej powiedzieć.
-Nie rozumiem. Jakie nic?
Westchnął ciężko. Pomyślał, że kto jak kto, ale ona mu uwierzy, choćby opisywał spotkanie ze smokiem.
-Po prostu. Wypiłem to świństwo, położyłem się, nicość, a potem pobudka. - powiedział ze smutkiem.
-Tylko? Żadnego snu? Ciekawe co to oznacza...
-Że jestem kłamcą i boję się własnego Powołania. - powiedział z nutką irytacji Xeras.
-Co takiego?! - krzyknęła zdezorientowana.
-Tego się dowiedziałem. Mam się zgłosić do psychologa, który to ze mnie wyciągnie. Problem w tym, że nie ma czego wyciągać.
-Przecież to niemożliwe. Na pewno oni coś sknocili i teraz nie chcą się przyznać. Dostałeś zły napój, albo warunki były złe... Jak smakował?
-Tania, syfiasta oranżada, do tego bez gazu. - odpowiedział nie wierząc, że to pytanie w czymkolwiek pomoże.
-Hmm... Mój tak samo. Jak było w środku? Może to tutaj jest problem? - kontynuowała.
-Nie, to nie to.
-Mów! - rozkazała groźnie.
Przewrócił oczami i opisał identyczny pokój w jakim i ona była. Każdy szczegół o jaki pytała się zgadzał. Poza jednym. On nie miał wizji, a ona miała aż dwie.
-Ja wiem! Przejęłam jedną z Twoich wizji! - wpadła na genialny, w jej mniemaniu, pomysł. Niestety Xeras nie podzielił tej opinii i głośno się roześmiał w odpowiedzi.
-I co teraz zamierzasz? - zapytała, gdy już nie wiedziała co powiedzieć.
-Nie mam pojęcia. - odpowiedział zmartwiony. - Jak na razie planuję wcisnąć im cokolwiek, choćby leczenie i jakąś wymówkę w stylu "boję się krwi i dlatego nie powiedziałem od razu". Dalej plan przewiduje wymyślenie kolejnego planu...

niedziela, 5 września 2010

-Sivra Dahan!
-O nie! To już ja? Ja nie chcę! - powiedziała przerażona.
-Bez paniki... - powiedział znudzonym głosem Xeras. Był pod wrażeniem, że jej serce wciąż wytrzymuje tak długi i intensywny stres. Normalna osoba dawno dostałaby zawału.
-Po prostu tam wejdziesz, oni Ci wszystko powiedzą, a potem wyjdziesz. - powtórzył po raz setny.
-No dobra, wchodzę. Życz mi szczęścia. - powiedziała drżącym głosem.
-Szczęścia, zdrowia, pomyślności, dużo gości i radości. - rzucił żartobliwie.
Uśmiechnęła się delikatnie i weszła do pomieszczenia. Było raczej nieduże, panował w nim półmrok, a jedynymi meblami były dwa krzesła, stół i rozjarzony grzejnik stojący w kącie. Krzesła zajmowały dwie kobiety, które uważnym wzrokiem wpatrywały się w Sivrę.
-Przepraszam, zdawało mi się, że to moja kolej. - powiedziała zmieszana.
-Sivra Dahan, czyż nie? - zapytała jedna z kobiet.
-Tak. - odpowiedziała trochę zdziwiona.
-Zatem to Twoja kolej. Jesteś gotowa?
Opanowało ją przerażenie. Jasne, że nie jest gotowa. Chyba nigdy nie będzie. Ale w końcu tu weszła, więc głupio byłoby się teraz wycofać.
-Tak... mi się... wydaje. - powiedziała niepewnie.
-Spokojnie, wszystko będzie dobrze. - powiedziała łagodnym tonem druga kobieta. - To nic strasznego, a z tego co widzę, to pewnie będziesz pomagać ludziom. Uspokój myśli.
Ucieszyła się na wieść o pomaganiu ludziom. Ale skąd ona wie? W sumie pracuje tutaj jakiś czas, to może wie. A może to tylko tak dla zmyłki, żeby odwrócić jej uwagę? W każdym razie udało się, bo przestała myśleć o stresowaniu się, a skoncentrowała na rozgryzaniu tej zagadki.
-Dobrze. - wyrwała ją z rozmyślań pierwsza z kobiet. - Wypij to. - wskazała na kielich stojący na stole, który Sivra dopiero teraz zauważyła.
-Co to jest? - spytała nieufnie.
-Napój, eliksir, coś co pomoże Ci dotrzeć do głębi własnego "ja" i poznać swoje powołanie.
-A ta dokładniej? - nie ustępowała.
-No mogłabym Ci powiedzieć, że zawiera wodę, substancje smakowe i specyfik na bazie fenyloetyloaminy o jeszcze trudniejszej nazwie, ale jakie to ma znaczenie? Nikt od tego nie umarł. - odpowiedziała z uśmiechem.
-Aha. No dobrze. - odpowiedziała zbita z tropu i wzięła kielich w ręce. Był zwykły, żelazny albo stalowy, nie była pewna. Wypełniał go przezroczysty płyn o słodkim zapachu. Wzięła niepewnie jeden łyk. Napój smakował jak tania, niegazowana oranżada. Czuła, że kobiety uważnie ją obserwują i zdają się mówić "do dna". Wypiła resztę płynu, lecz niczego specjalnego nie poczuła.
-Teraz się połóż. - powiedziała druga kobieta.
-Ale gdzie? - zapytała zaskoczona Siv.
-W powietrzu. - odparła z uśmiechem tamta.
Chwilę zastanawiała się nad znaczeniem tych słów, ale doszła do wniosku, że skoro już wypiła te nieznane chemikalia, to co jej szkodzi - położy się "w powietrzu". Najwyżej spadnie na ziemię i będzie śmiesznie. Ku jej zaskoczeniu zawisła parędziesiąt centymetrów nad ziemią. Nie czuła grawitacji, zupełnie jakby nic nie ważyła. Po chwili zrobiło się wokół niej cieplej, aż przestała czuć jakąkolwiek różnicę między temperaturą jej ciała, a powietrza.
-Teraz zamknij oczy.
Posłusznie zamknęła oczy i zaczęła odpływać ku nicości. Wszystko zaczęło wirować, ale nie niepokoiło to jej. Świat przestawał mieć jakiekolwiek znaczenie. Właściwie to przestawał istnieć. Była tylko pustka. Nicość. Tak błogo się nie czuła się nigdy przedtem, ale o tym nie myślała. Nie myślała o niczym.
W pewnej chwili poczuła potrzebę otwarcia oczu. Jednak przez chwilę wahała się czy to zrobić, bo obawiała się, że nie będzie mogła już wrócić do tego cudownego stanu nieistnienia. Zdała sobie sprawę, że same wahania już wyciągały ją do świata, więc postanowiła się poddać i otworzyć oczy.
Pierwsze co ją uderzyło, to dziwna kolorystyka otoczenia - wszystko wyglądało jakby obserwowała to zza szkarłatnej szyby. Obraz był bardzo niewyraźny, jedynym wyraźnym obiektem były drzwi do budynku jakieś 30 metrów dalej. Zdawało jej się, że całe ciało z wyjątkiem głowy należy do kogoś innego. Podeszła do nich i spróbowała otworzyć, jednak zamek jej w tym przeszkodził. Zmieniła kierunek siły ciążenia drzwi. Była ogromnie zaskoczona widząc z jaką łatwością jej to przyszło. Potem jednym ruchem wyważyła drzwi i weszła do środka. Wnętrze wyglądało na mocno nadgryzione zębem czasu. Ruszyła korytarzem i przystanęła kilka kroków dalej. Czuła się dziwnie - część jej wiedziała czego szukać, jednak nie była w stanie sobie uświadomić co to właściwie jest. Zaczęła przeszukiwać ścianę, która po dotknięciu okazywała się być zaskakująco solidna, jak na swój wygląd. W pewnym momencie znalazła przycisk ukryty pod kawałkiem odpadającej, wyblakłej tapety. Bez wahania go nacisnęła i kawałek podłogi obok podniósł się odsłaniając schody do piwnicy. Szybko i pewnie zeszła na dół, choć świadoma część Siv drżała z przerażenia. Na dole panowała nieprzenikniona ciemność, więc zmieniła odbierane spektrum fali elektromagnetycznej i po chwili była w stanie dostrzec kontury pomieszczenia oraz znajdujących się wewnątrz przedmiotów. Zobaczyła śpiącego człowieka i ruszyła w jego kierunku. Bała się potwornie, bała się samej siebie. Czuła, że chce mu zrobić krzywdę, zranić, zadać ból, ale nie zabijać. Chciała się jak najszybciej obudzić z tego koszmaru. Błagała w myślach samą siebie, żeby tego nie robiła, ale jej ciało wciąż zmierzało w kierunku człowieka. Poczuła nawet jak się uśmiecha złowieszczo. Krzyknęła z przerażenia.
I nagle wszystko zniknęło. Wróciła dawna, błoga nicość, jednak nie dała jej ukojenia. Nie mogła przestać myśleć o tym co zobaczyła. Więc to ma być jej powołanie? Zadawanie cierpienia? Krzywdzenie innych? Przecież to niemożliwe. Może to ma być coś zupełnie innego, może tak to właśnie działa, że widzi się odwrotność swojego powołania? Doskonale zdawała sobie sprawę z naiwności tej myśli, ale to była jej jedyna nadzieja. Znowu poczuła potrzebę otwarcia oczu, jednak tym razem długo się jej opierała. Nie chciała zobaczyć dalszego ciągu poprzedniej wizji. W końcu jednak poddała się i otworzyła oczy. Tym razem otoczenie miało zielono-niebieskie, kojące zabarwienie. Siedziała w jasnym pokoju i piła herbatę. Znowu była jedynie obserwatorką, choć tym razem nie było to już tak straszne. W pewnym momencie zobaczyła, jak ktoś wchodzi do pomieszczenia i coś do niej mówi, ale nie była w stanie zrozumieć ani słowa, nie potrafiła też dostrzec twarzy, nawet stwierdzić czy to kobieta czy mężczyzna. Wyszła pośpiesznie i ruszyła korytarzem pełnym białych drzwi. Spojrzała na przedziwny znak na jednych i weszła do środka. Stało tam już kilka osób i pochylało się nad kimś leżącym na łóżku. Wyglądał na bardzo osłabionego i z każdą chwilą zdawał się słabnąć. Ludzie dookoła zwrócili się w jej kierunku i odsunęli. Wprowadziła się w stan głębokiej koncentracji i podeszła do łóżka. Wiedziała jak mu pomóc. Ogromnie się z tego cieszyła, zwłaszcza mając w pamięci poprzednią wizję.
-Żyjesz? - kobiecy głos wyrwał ją ze snu.