środa, 11 sierpnia 2010

-Jak już mówiłem, są słabi. Uciszenie Was wszystkich nie było trudne. Dla mnie. Najwięksi mistrzowie Talentu być może byliby do tego zdolni po chwili koncentracji, przeciętniacy nie uciszą nawet zwykłego człowieka. Tak więc proponuję zostawić frajerów i zacząć bać się mnie. - roześmiał się paskudnie i spojrzał z pogardą na bezradnych ludzi.
-Nie słyszę sprzeciwu, więc chyba mamy umowę?
-Nie mamy. - usłyszał z drugiego końca sali.
-Znowu Ty? Nie boisz się? - powiedział zirytowany.
-Znowu ja. Trzeba było Ci nie pomagać.
-Powtarzasz się. - powiedział pogardliwie John.
-Powtarzam się. - stwierdził bez cienia emocji nieznajomy.
-Znowu będziemy się siłować? Możemy gdzieś indziej? Jak wszyscy zginą, to wszystko będzie bez sensu.
-Jeden z niewielu Twoich dobrych pomysłów. - odparł przybysz.
-Przepraszam państwa i dziękuję za uwagę. Jesteście wspaniałą publicznością! - każde słowo aż ociekało sarkazmem.
Przybysz strzelił palcami i nagle nienaturalna cisza zniknęła, a ludzie zaczęli w popłochu opuszczać pomieszczenie.
-To ile już mamy? 3:2 dla mnie, jeśli mnie pamięć nie myli. - powiedział John, gdy sala opustoszała.
-2:2, ostatnio miałeś pomoc. - usłyszał z końca sali.
-Niech Ci będzie, zaraz i tak będzie 3:2! - krzyknął i zamknął oczy. Myślał o energii wszystkiego co go otaczało. Starał się zebrać jej jak najwięcej, co powodowało zmniejszenie temperatury i migotanie lamp.
-Znowu ta stara sztuczka? Nauczyłbyś się czegoś nowego! - powiedział przybysz starając się rozproszyć koncentrację przeciwnika. Jednocześnie sam zaczął zmieniać kierunek i siłę grawitacji tuż przed sobą.
John nagle otworzył oczy i cisnął półprzeźroczystą kulą. Jednak rozbiła się ona o fragment podłogi, który podniósł się tuż przed przybyszem.
-Przewidywalne.
-Czyżby? - rzucił pewny siebie John. Chwilę potem dwa potężne podmuchy powietrza uderzyły w jego przeciwnika z obu stron prowizorycznej tarczy. Ten jednak nie tracąc koncentracji zmienił ich kierunek tworząc mała trąbę powietrzną. Wyraźnie zaskoczyło to Johna. Jednak nie zamierzał się poddać. Starał się jak najszybciej zwiększyć siłę grawitacji nad przeciwnikiem. Jednak i tym razem przybysz wyczuł jego intencje i szybko odskoczył jednocześnie "łapiąc" w trąbę powietrzną spadający fragment sufitu.
-3:2 dla mnie! - krzyknął i skierował tornado w stronę Johna. Jednak on już obmyślił plan. Dalej kontynuował zwiększanie ciężaru odłamka sufitu, co poskutkowało rozbiciem tornada.
-Dobra. Spróbujmy czegoś innego. - powiedział John. Przyśpieszył proces utleniania glukozy w komórkach mięśniowych i z nadludzką prędkością zaatakował przeciwnika. Ten zamknął oczy i w jednej chwili wszystko zwolniło, uspokoiło się. Skupił się na zmianie spektrum fali elektromagnetycznej odbieranego przez swoje oczy. Gdy je otworzył, wszystko wyglądało zupełnie inaczej - dostrzegał jedynie zakrzywione, ciemnofioletowe fale. Bez trudu wyodrębnił ich skupisko, będące atakującym Johnem, a lata ćwiczeń pozwoliły mu właściwie zinterpretować obrazy, które widział. Unikał każdego ciosu dokładnie w chwili, w której John o nim pomyślał. Ogromny wysiłek do którego zmusił swój organizm John powodował u niego coraz większe zmęczenie. Nieważne jak szybko zadawał cios, przybysz unikał każdego.
-O cholera! - krzyknął nagle nieznajomy potykając się o coś. Skoncentrował się na unikaniu ciosów i nie zauważył krzesła, o które właśnie się potknął i uderzył z impetem w ziemię. Obraz przed oczami stał się niewyraźną i zamazaną plamą. W panice starał się jak najszybciej przywrócić naturalne spektrum odbieranych fal elektromagnetycznych. Dla Johna to była chwila tryumfu. Zaśmiał się paskudnie i przygotował do zadania ostatniego ciosu. Jednak jego ciało było już zbyt wyczerpane walką. Zdawszy sobie sprawę, że zadanie tego ciosu może całkowicie pozbawić go siły, przywrócił normalny metabolizm w swoim organizmie.
-Chyba nadal remis. - powiedział dysząc ciężko.
Jego przeciwnik powoli odzyskiwał prawidłowe widzenie, choć obraz nadal był zamazany. Oszołomienie spowodowane upadkiem złamało jego koncentrację.
-Zaraz tu będą - usłyszał w głowie John.
-Ja spadam, miło było, ale czas nagli. Zostawiłem włączoną lodówkę na gazie, rozumiesz. - powiedział i wyszedł z pomieszczenia.
Przybysz doszedł do siebie dopiero po chwili. Zamroczenie spowodowane upadkiem ustępowało, wracała mu jasność umysłu.
-To tutaj! Może jeszcze nie uciekł! - usłyszał nagle krzyki kilku mężczyzn. Szybko wprowadził się ponownie w stan koncentracji.
-Cholerny Mirrin! Znowu nam uciekł! - krzyknął grubym głosem postawny mężczyzna.
-To na pewno był on, proszę pani? - zwrócił się do przestraszonej kobiety.
-Zrobił coś takiego, że nikt nie mógł nic powiedzieć i w ogóle nie było niczego słuchać poza nim! I potem wszedł ten drugi i potem trzaski! - mówiła przerażona.
-Spokojnie proszę pani, zajmiemy się tym.
-Nasz tajemniczy bohater?
-Na to wygląda.
-Kto to w ogóle jest? Czemu zawsze ucieka? Rozumiesz coś z tego Peters?
-Nie proszę pana. - odpowiedział drobny mężczyzna starający się uspokoić spanikowaną kobietę.
-Dorwę Cię sukinsynu! Słyszysz? Pożałujesz, że twoja matka wydała cię na ten brudny świat! - wrzasnął. -Dobra, trzeba będzie przysłać tych wszystkich specjalistów. Pewnie znowu nic nie znajdą niedojdy. - dodał z pogardą.

poniedziałek, 9 sierpnia 2010

Mężczyzna w długim, czarnym płaszczu skręcił w ciemną i brudną alejkę. Smród gnijących śmieci uderzył jego nozdrza. W pewnym momencie z cienia wyłonił się człowiek ubrany w garnitur. Zmierzył przybysza wzrokiem i dał znak ręką. Za nim pojawiła się kobieta również ubrana w garnitur z dziwnym urządzeniem w ręce.
-Rozumie pan, względy bezpieczeństwa. - powiedział mężczyzna w garniturze.
-Oczywiście. - odparł przybysz.
Gdy kobieta zaczęła badać go urządzeniem ten zamknął oczy.
-Coś się stało? - zapytała podejrzliwie.
-Miałem dzisiaj bardzo ciężki dzień. - odpowiedział szybko.
Bez słowa podwinęła jego rękaw i przypatrzyła się jego ręce.
-Zdaje się być czysty. - powiedziała do mężczyzny w garniturze.
-Witaj bracie! - powiedział z ulgą.
-Witaj jestem...
-Zaraz pan się nam przedstawi. Nie traćmy czasu. - przerwał mu.
Zaprowadzili go do ukrytych drzwi, których większość ludzi nie dostrzegłaby nawet przy pełnym świetle, a co dopiero w mroku alejki. Zeszli na dół ciasnym korytarzem. W końcu dotarli do brudnych drzwi zamykanych od drugiej strony. Mężczyzna w garniturze zapukał cztery razy. Otworzył im wysoki, umięśniony człowiek ubrany w podkoszulek i jeansowe spodnie.
-Proszę tędy - powiedział i wskazał ręką na jeden z kilku korytarzy, które wychodziły z pomieszczenia. Zaraz potem zamknął i zaryglował za nimi drzwi.
"Szybko! Jeszcze raz!" usłyszał w myślach przybysz i znów zamknął oczy.
-Mogę prosić o kawę? - zapytał po chwili.
-Oczywiście - odpowiedział mężczyzna w garniturze - Zaparz panu, dobrze? - zwrócił się do kobiety, która właśnie odłożyła urządzenie. Skinęła głową i poszła do drugiego korytarza.
-Dobrze, mamy jeszcze chwilę. - powiedział do przybysza.
-Więc nazywam się John. John...
-Nieważne. Nazwisko nas nie interesuje. - przerwał mu.
-Aha - odparł wyraźnie zaskoczony.
-Ponoć Twoja historia jest niezwykle interesująca John. A właśnie, mówi mi Sam. Sam Poszukiwacz.
-"Poszukiwacz"? - nadal nie mógł wyjść ze zdziwienia.
-Tak, to ja poszukuję i kontaktuję się z ludźmi takimi jak Ty.
John pokiwał głową ze zrozumieniem.
-Przepraszam, że pytam, ale ciekawi mnie jaki przydomek dostanie się mi?
-To ustalimy w głosowaniu zależnie od Twoich zasług i czynów. Jak na razie pozostaniesz "Johnem".
-Dobrze. - odpowiedział nieco zrezygnowany.
W tym momencie weszła kobieta w garniturze z kawą i podała ją Johnowi.
-Dziękuję. A jak Ty się nazywasz?
-Alicja Zimna. - odpowiedziała szorstko.
Z całych sił starał się nie zaśmiać. Wziął łyk kawy. Była strasznie gorzka, ale wołał się nie skarżyć.
-Możemy? - zapytał mężczyzna w garniturze.
-Owszem, chodźmy. - odparł przybysz.
Zaprowadził go do sporej sali, w której siedziało sporo ludzi. Był trochę zaskoczony ich ilością, ale nie dawał tego po sobie poznać. Sam zaprowadził go do mównicy.
-Bracia, siostry, ludzie! - zawołał do zgromadzonych. - Chcę Wam przedstawić Johna, który zamierza się podzielić z nami swoimi doświadczeniami z Odmieńcami!
Po chwili ciszy zabrzmiały brawa, które szybko zostały uciszone przez Sama.
-Brawa zostawmy na koniec. - powiedział entuzjastycznie i usiadł w pierwszym rzędzie.
-Dzień dobry - powiedział niepewnie. Wziął głęboki oddech.
-Czy któryś z Was widział "oznakowanego" w akcji? Był świadkiem, a może celem ich mocy? - uwolnił pokłady charyzmy.
Na sali zapanowała cisza. Nikt się nie odezwał, nie poruszył.
-Ja tak. Widziałem, byłem świadkiem, celem. Zazwyczaj nic się później nie pamięta, jednak ja pamiętam. Chciałbym Wam powiedzieć, że ci odmieńcy, "ludzie ze znakiem", Utalentowani, jak sami siebie nazywają, naprawdę niewiele potrafią.
Całą salę ogarnęło ogromne poruszenie. Przecież cała organizacja istnieje po to, żeby szukać sposobów obrony przed odmieńcami.
-Zdrajca! - krzyknął ktoś z tłumu.
-Spokojnie ludzie. Dajcie mu dokończyć. - starał się uratować jakoś sytuację przerażony Sam.
-Tak właśnie! Są słabi, te znaki, których się tak obawiacie, ograniczają ich możliwości, dają im ledwie namiastkę tego co mogliby zrobić. Ich prawdziwa moc pozostaje ukryta przed nimi samymi.
-Powiesić zdrajcę! - zaczął krzyczeć tłum.
-CISZA! - ryknął na cały budynek John. Wszelkie dźwięki oprócz jego głosu nagle zniknęły.
-Tak lepiej. - powiedział spokojnie patrząc na przerażony tłum....

sobota, 7 sierpnia 2010

Kochany pamiętniczku... To głupie. Dziennik, notatka pierwsza... Też nie... Wpis pierwszy, dnia... Cholera by to... A może... Dzisiejszy dzień minął... Fajnie. Prawie... Kurde. Trzeba będzie chyba wyrwać stronę, bo strasznie pokreślone. Kto to w ogóle wymyślił, żeby pisać pamiętniki!? Myśl, myśl! Po co mi ten pamiętnik? Ja wszystko pamiętam. A jak czegoś nie pamiętam, to widocznie nie było na tyle ważne. Z drugiej strony reklamy doskonale pamiętam, ale to przez te ich wstrętne techniki manipulacyjne. Świnie. Mieszają ludziom w głowach, a potem mamy takich polityków, zamiast normalnych, myślących ludzi. O! Już pół strony! Jakoś poszło. Dobra, to dalej. Obudziłem się blablabla... nudy. W szkole.. Nudy. Chociaż nie, sprawdzian był z matematyki. Chyba dobrze mi poszło, głównie dzięki Siv, która naprowadziła mnie na dobrą drogę. Sivra Dahan. Jej chyba nie zapomnę. A jeśli? To moja przyjaciółka, właściwie siostra z innej matki. I innego ojca. Nie może znieść, że urodziłem się godzinę wcześniej. Heh, kochana jest. Co tam jeszcze... Niedługo Powołanie. Trochę się boję, ale jestem dobrej myśli. Alex (mój kumpel ze szkoły) nie może zrozumieć co w tym fajnego. Przecież on będzie musiał myśleć, próbować, liczyć się z porażkami, a ja po prostu się dowiem w czym jestem najlepszy i co powinienem w życiu robić. Zawsze mogę robić coś innego, ale to do czego zostałem powołany będzie wychodzić mi najlepiej i będzie dawać mi najwięcej satysfakcji. I to wcale nie zabija mojej wolności, bo... mogę robić cokolwiek innego. Nie ma nakazu. "Ty umiesz świetnie uzdrawiać, sio do szpitala". Przecież jak ktoś umie uzdrawiać, ale mdleje na widok krwi, to raczej szpital nie jest najlepszym miejscem dla niego, nie? Tak czy siak ciekawy jestem co ja robię najlepiej poza tym, że wszystko. Wczoraj za pierwszym razem udało mi się za pomocą Talentu zaparzyć herbatę dla kuksiaka. To znaczy pana dyrektora. Jakaś kobieta się u niego piekliła o nic właściwie. Nieźle mnie zaskoczyło jak pan B. powiedział o tym ćwiczeniu. Dobrze, że sam wsadził torebki, bo nie wiem czy dałbym radę jednocześnie bawić się wodą i podnosić torebki. Ciężkie może nie są, ale... W każdym razie herbata bez problemu, trochę ćwiczeń i będę robił sobie pizze bez wstawania z fotela! Tak, może kiedyś...
Nie wiem co jeszcze napisać, ale coś by się przydało, bo trochę mało. To Siv poleciła mi pisanie pamiętniko-dzienniko-notatniko-tego-czegoś. Ponoć fajna sprawa jak się to dziesięć lat później czyta. Poza tym nie mam co robić, bo Alex się uczy na poprawę, Siv coś tam z mamą robi, a mój brat włamuje się do komputera ministerstwa obrony. Naprawdę, pan B. nie potrafi w takim stopniu manipulować przedmiotami, w jakim on manipuluje plikami. As swój dzień zaczyna od włamania się na strony 3 rządów, a potem zostawia im linki jak się obronić przed takim włamaniem. Skubany ma dopiero 15 lat a już takie akcje odstawia. Jak go kiedyś złapią, to chyba będzie najcenniejszym człowiekiem świata, a poszczególne państwa będą toczyć wojny o niego. Nie przypomina takiego stereotypowego maniaka. Chyba nawet nim nie jest. W końcu wychodzi dość często z kolegami, chodzi czasem na jakieś imprezy, ogólnie jest normalny. Mniej lub bardziej.
Od jakiegoś czasu nasza organizacja szuka gościa imieniem Mirrin. Usunął sobie znak i jest superniebezpieczny. Tak przynajmniej mówią. Ja tam w to nie wierzę - chciał się wypisać z organizacji i tyle, a że innego sposobu nie ma, to go sobie usunął. Ciekawe jak to zrobił? Podobno nawet amputacja ręki sprawia jedynie, że znak pojawia się na innej części ciała. W każdym razie, gdyby był taki niebezpieczny, to dawno wymordowałby pół świata. A nie wymordował, więc zdaje się być w porządku. Kiedyś go znajdę. O ile tylko moim powołaniem nie będzie siedzenie w miejscu. Kurde... Niby nie ma się czego obawiać, ale jednak się boję. Co jak dostanę jakieś dziwne, utylizację śmieci czy coś? Nie wiem nawet czy takie jest. Ponoć zawsze dostaje się najlepsze. Ciekawe jakie dostał Mirrin? Jeśli go spotkam, to zapytam. Ciekawe jakie dostanie Siv?
Na dzisiaj koniec. Następnym razem zaczynam pisać przed północą, to może nie zasnę z długopisem w ręku. Papa pamiętniko-dzienniko-notatniko-to-cosiu.