czwartek, 29 lipca 2010

-Pan chce mnie obrazić?! Poniżyć?! Co pan sobie wyobraża! - grzmiała młoda kobieta.
-Proszę pani, proszę się uspokoić i pozwolić mi wytłumaczyć.
-Co wytłumaczyć? Co tu jest do tłumaczenia?! - grzmiała dalej.
-Może herbaty? Porozmawiajmy spokojnie. - nie zaprzestawał starań około pięćdziesięcioletni mężczyzna ubrany w garnitur.
-No może... - powiedziała trochę spokojniej.
-Dobrze. Zaraz ktoś przyniesie herbatę, a ja postaram się pani wytłumaczyć wszystko. Potem pani mi powie co i dlaczego jej się nie podoba i postaramy się dojść do jakiegoś kompromisu, zgoda?
-Niech będzie, ale proszę nie myśleć, że dam sobą łatwo manipulować!
-Nawet nie zamierzałem. - odpowiedział łagodnie i uśmiechnął się szczerze.
-Na początek chcę panią zapewnić, że wszystkie nasze działania mają na celu dobro pani dziecka, jak zresztą każdego, które otaczamy opieką.
-Sama potrafię zadbać o jego dobro.
-Nie wątpię i nie mam zamiaru robić tego za panią. My oferujemy jedynie pomoc.
-Dziękuję, radzę sobie. - odpowiedziała szorstko.
-Nie wiem czy jest pani świadoma, że Talent, który rozpoznaliśmy u pani dziecka jest czymś niezwykłym i na pewno wielkim ciężarem dla dziecka.
Nic nie odpowiedziała, popatrzyła tylko nieco obrażonym wzrokiem.
-Talent jest rzeczą naprawdę potężną i chcemy jedynie zminimalizować szanse, że zostanie wykorzystany źle.
-Czy pan insynuuje, że wychowam dziecko na mordercę? - popatrzyła groźnie na mężczyznę.
-Proszę pani, rzadko kiedy ktoś zostaje "wychowany na mordercę". Zazwyczaj mordercę czynią z człowieka drobne zdarzenia, które większość ludzi ignoruje. Naszym celem jest zmniejszenie takich zdarzeń do absolutnego minimum. Chcemy by dziecko miało szczęśliwe dzieciństwo i zostało wychowane na dobrą osobę.
-I sądzi pan, że do tego celu jest niezbędna Wasza "pomoc", tak? To wie pan co? Myli się pan! Niech pan i ta cała pańska banda zostawią mnie i moje dziecko w spokoju! - wykrzyczała.
-Hmmm... Ciekawe gdzie ta herbata?

"Idź w stronę krzyków", hehe dobre. - powiedział w myślach Xeras zbliżając się do pokoju. Korzystanie z Talentu do zaparzania herbaty było dziwnym ćwiczeniem, ale uznał, że to jedna z bardziej życiowych rzeczy jakich się tu nauczył.
-Herbata! - zawołał wchodząc i próbując w ten sposób jakoś rozładować atmosferę.
-O właśnie! - powiedział z uśmiechem mężczyzna.
Kobieta spojrzała na Xerasa ze zdziwieniem. Spodziewała się raczej młodziutkiej asystentki z pokaźnym biustem, a nie chłopaka w wieku na oko osiemnastu lat.
-To pański asystent?
-Nie, uczeń. Właściwie to nawet nie mój, ale to nieważne. Dziękuję Xerasie.
-Proszę bardzo. - odpowiedział z uśmiechem i ruszył w stronę wyjścia.
-Właściwie to zostań jeszcze na chwilę - zatrzymał go mężczyzna. - Ta pani uważa nas za niegodnych zaufania i odrzuca naszą pomoc. Opowiedz jej jak żyjesz.
-Eee.. Jak żyję? Normalnie chyba. Mam dom, rodziców, brata, psa owczarka niemieckiego i kota... czarno-białego, nie znam się za bardzo na kotach. Chodzę do szkoły, uczę się mniej lub bardziej pilnie, a potem mam zajęcia tutaj i uczę się doskonalić Talent. Można powiedzieć, że to takie moje zajęcia pozalekcyjne.
-A odczuwasz jakoś obecność naszej organizacji w swoim życiu?
-No raczej... - odpowiedział, a na twarzy kobiety zaczął się malować wyraz triumfu.
-... przecież jestem tu prawie codziennie. - dokończył.
-Mam na myśli tak poza murami tego budynku. - dodał z uśmiechem mężczyzna.
-Chyba nie więcej niż inni ludzie.
-Dziękuję Xerasie. Czy przekonało to panią?
-Myśli pan, że się nabiorę na to? Podstawiony człowiek, mówi co mu każą.
-Hej! - zawołał Xeras. - Proszę mnie nie obrażać! Widzi mnie pani pierwszy raz w życiu i od razu wie, że jestem kłamliwym oszustem?
-Spokojnie Xeras. Możesz wrócić do swoich zajęć.
-Z całym szacunkiem, ale ta pani mnie właśnie obraziła. - szukał odpowiednich słów, żeby opisać swoje zdenerwowanie i nie użyć przy tym wulgaryzmów. - Nie życzę sobie być nazywanym ubezwłasnowolnionym kłamcą i oszustem.
Kobietę zamurowało. Nie wiedziała co powiedzieć, była zdezorientowana. To dalej gra czy może on mówi prawdę? Faktycznie wygląda na zdenerwowanego.
-Pani znajduje się po prostu w nowej sytuacji życiowej i to normalne, że próbuje się bronić, choć nie ma przed czym. - starał się uspokoić sytuację mężczyzna.
-Ja przepraszam. - powiedziała cicho. - Nie chciałam, poniosło mnie - dodała.
-Dobra herbata? - wypalił nagle Xeras.
-Tak, bardzo dobra. - odpowiedziała kompletnie zaskoczona.
-No to w porządku. Przeprosiny przyjęte. Do widzenia. - powiedział triumfalnie i wrócił do sali ćwiczeniowej.

środa, 28 lipca 2010

Jak to było? Przypomnij sobie! Uczyłeś się przecież! - mówił do siebie w myślach.
-Hej! - koncentrację zakłócił mu znajomy głos.
-Eee.. Cześć Siv. - starał się zabrzmieć naturalnie.
-Nie starasz się przypadkiem...
-Co? Nie, nie. Ja tylko.. Zamyśliłem się - z całych sił próbował brzmieć przekonująco. Jednak ją niełatwo było oszukać. Zwłaszcza komuś, kogo znała właściwie od urodzenia.
-Ahaaa... - spojrzała wymownie na przestający powoli błyszczeć znak na jego ręce.
Nic nie odpowiedział. Zmieszał się jedynie i rozpaczliwie szukał sposobu na wyjście z tej sytuacji.
-Co tam u Ciebie? Te "msze" już mnie trochę nudzą. - spróbował zmienić temat Xeras.
-W porządku. - popatrzyła na niego groźnie. Po chwili oboje wybuchli śmiechem.
-Może się pośpieszmy, bo jak będziemy tak stać zamiast iść - mocno zaakcentowała "iść" - to nie zdążymy.
-Myślę, że to dobry pomysł.
-Przygotowany na jutro?
-A co jest jutro?
-No tak. - westchnęła - no co jest jutro? Podpowiem, że zaczyna się na "s".
-Jutro?!
Zaśmiała się.
Znał ją od zawsze. Ich matki były w sąsiednich pokojach w szpitalu. Nieczęsto się zdarza, żeby u dwojga dzieci urodzonych w jednym szpitalu i niemal w tym samym czasie rozpoznano Talent. To mógł być niezwykły zbieg okoliczności lub dowód, że Utalentowanych jest coraz więcej. Ich przypadek był przedmiotem wielu dyskusji wśród najwyższych władz. Nieznane było źródło Talentu, po prostu niektórzy potrafili więcej niż inni. Dzięki znakowi umieszczanemu na ręce byli w stanie kontrolować swoje zdolności, które bez niego często stawały się przekleństwem. Jednak była też druga strona medalu - znak częściowo je osłabiał. Z jednej strony pozwalało to na łatwiejsze wpasowanie się w społeczeństwo, z drugiej wielu nie podobało się takie ograniczanie możliwości.
-No, dotarliśmy. - powiedział spoglądając na wysoki budynek o granatowych ścianach. Gdyby był nieco niższy, mógłby uchodzić za magazyn lub stodołę. Z zewnątrz nie wyróżniał się niczym specjalnym. Wewnątrz była aula, z której wychodziły niezliczone ilości korytarzy, niektóre prowadziły na górę, inne na dół. Na dole znajdowały się sale ćwiczeniowe przypominające zwykłe sale lekcyjne, w których młodzi Utalentowani uczyli się używać i kontrolować swoje zdolności.
-Coś tłoczno się zrobiło.
-Faktycznie dziwne. Ciekawe co się stało.
-Nadal nie ujęto Mirrina. Radzimy zachować ostrożność i natychmiast powiadomić władze, jeśli ktoś go spotka. - usłyszeli po wejściu do środka.
-Gość pewnie uciekł i żyje sobie spokojnie gdzieś na krańcu świata robiąc co chce - szepnął Xeras.
-No właśnie.. Robi co chce, jest całkowicie poza kontrolą. Xeras, przecież on usunął sobie znak! Nie wiadomo do jakich rzeczy jest zdolny! - oburzyła się Siv.
-W sobotę odbędzie się Rytuał Powołania, zapraszamy rodziny i przyjaciół młodych Utalentowanych.
-Już? Myślałem, że będzie później - powiedział zaskoczony Xeras.
-Faktycznie dziwne, zazwyczaj jest pod koniec roku, a nie latem. - odparła Siv.
-Przypominamy też, aby ze względów bezpieczeństwa młodzi Utalentowani nie korzystali ze swych zdolności bez opieki Doświadczonego.
Siv znów spojrzała z dezaprobatą na Xerasa, który starał się zrobić najsłodszą minę na świecie, mając nadzieję, że jakoś złagodzi to jej gniew.
-Dziękujemy za przybycie i prosimy o przekazanie informacji nieobecnym.
-No.. To ogłoszenia parafialne za nami. Do zobaczenia po ćwiczeniach.
-Pa pa Xeras. - powiedziała, po czym rozeszli się do swoich sal ćwiczeniowych.

piątek, 23 lipca 2010

-Ehh.. Co za dzień - pomyślał Xeras otwierając drzwi do domu.
-Cześć! - krzyknął u progu.
-Cześć! - usłyszał z kuchni.
-Jak minął dzień? - zapytała matka, gdy przyszedł zobaczyć co będzie na obiad.
-Jak zwykle ciężko, mamo.
-No na pewno - uśmiechnęła się promiennie.
Odpowiedział nieco mniej promiennym uśmiechem i poszedł do swojego pokoju.
-GDZIE MÓJ MP3?! - wrzasnął na cały dom.
-W szafce! - usłyszał z drugiego pokoju.
-Jak już używasz, to chociaż odkładaj na miejsce.
-No tak..
-Ale z bateriami to przesadziłeś!
-Wyczaruj sobie nowe!
-Ha-ha! Bardzo śmieszne, boki zrywać normalnie!
-Spokój! - usłyszeli z kuchni.
Włączył komputer i zaczął słuchać muzyki. Uwielbiał muzykę, od zawsze była obecna w jego życiu. Mógł się w niej zanurzyć i odpłynąć do innego świata.

Odkąd się urodził, wiele się zmieniło w jego domu - stać ich było na większe mieszkanie, psa, kota, ogółem życie na wysokim poziomie. Byli teraz traktowani z szacunkiem. Wszystko dzięki jednemu dziecku, które kilku starców wzięło ze sobą niedługo po narodzinach, by następnego dnia oddać z dziwnym znakiem na ręce. Żadnych zobowiązań, żadnych wyrzeczeń, same profity. Nawet ten znak ich nie przerażał, bo już widzieli ludzi z czymś takim. O ich umiejętnościach krążyły opowieści, z których większość wydawała się kompletną bzdurą. Przynajmniej do czasu, gdy własny syn opowiedział czego się nauczył. Nakazu utrzymywania tajemnicy nie było, jednak niewiele osób słyszało, co potrafią "ludzie ze znakiem", a jeszcze mniej dawało w te informacje wiarę. Przeważnie tym, którzy widzieli "innych" w akcji, niedane było opowiedzieć co widzieli. Poza tym "ludzie ze znakiem" lubią tę aurę tajemnicy i niebezpieczeństwa, więc często usuwają z pamięci przeciwnika wspomnienia o walce.

-Szybciej, bo się spóźnisz!
-Spokojnie mamo, zdążę.
-Tylko nie używaj tych swoich skrótów. Pamiętasz co było ostatnio?
-Tak, pamiętam... - odpowiedział nieco zirytowany - zresztą to był zwykły pech! - dodał.
-No już, nie burz się tak - uśmiechnęła się do niego z miłością. Xeras odwzajemnił uśmiech. Chwilę potem wyszedł z domu i skierował się do wysokiego budynku na obrzeżach miasta.

środa, 21 lipca 2010

-Słuchaj.. jak się zdenerwuję potrafię być bardzo nieprzyjemny, zresztą wiesz.. i teraz sobie pomyśl, co robiłem Tobie, którą kocham, będąc zdenerwowany, a co zrobię jemu, którego delikatnie mówiąc nie lubię, będąc zdecydowanie wkurwiony... I żadna jego przeszłość i inne duperele nie mają znaczenia, bo to co w sobie trzymam jest przerażające nawet dla mnie, który powinien być z tym oswojony po tylu latach. Trzymam w sobie ogromne zło i uwolnienie go, to kwestia przełączenia jednej dźwigni. Cena jest spora, bo staję się zupełnie kimś innym, można powiedzieć demonem, który delektuje się bólem i cierpieniem innych. Jednak dla Ciebie jestem w stanie nawet go wypuścić i pozwolić by siał zniszczenie. Musisz też wiedzieć, że są tylko dwa sposoby, żeby go zatrzymać. Pierwszy jest dość oczywisty - to moja śmierć. Demon zginie, bo jest związany z moim śmiertelnym ciałem. A ja razem z nim. Drugi sposób, to ponowne zamknięcie go w klatce, ale to możesz zrobić tylko Ty i nie będzie to łatwe...

Nie mogła wykrztusić z siebie słowa. Patrzyła tylko na niego nieprzytomnym wzrokiem i próbowała cokolwiek pojąć. On bredzi czy naprawdę ma zamiar wypuścić jakiegoś demona? Demona?! O co tu chodzi?


****

Dwóch umięśnionych, młodych mężczyzn stało pod murem przy alejce. Mieli ogolone na łyso głowy, ubrani byli w luźne spodnie i bluzy. Rozmawiali i co jakiś czas wybuchali szyderczym śmiechem. W pewnym momencie jeden z nich zauważył młodego chłopaka idącego alejką.
-Ej, Kaz! Zobacz no! Wygląda na dzianego.
-Hehe! Myślisz, że wielkodusznie podzieli się z biedniejszymi?
-Jak ładnie poprosimy... - uśmiechnął się złowieszczo Zi.
Chłopak zbliżał się nieświadomy niczego, a Zi obmyślał już co zrobi z pieniędzmi. Nagle poczuł szarpnięcie za rękaw.
-Co? - syknął
-Nie stary... To nie jest dobry pomysł.
-Czemu? - zapytał zaskoczony Zi.
-Popatrz tam - wskazał na chłopaka.
-Co? Gdzie? Gliny? Od kiedy dygasz się pał? - zaśmiał się wyzywająco.
-Nie o to chodzi. Patrz na jego rękę.
-O kurwa! - na jego twarzy pojawiło się przerażenie.
Chłopak przeszedł obok nich jakby nigdy nic.
-Kurwa, stary! Życie mi uratowałeś! - powiedział Zi, gdy tylko chłopak się nieco oddalił.
-Nam obu, debilu.
-No ja pierdolę. Powinni je nosić w jakiś widoczniejszych miejscach!
-Słyszałeś, że potrafią czytać w myślach?
-Taa, jasne. Gówno prawda.
-Ale Zenka jeden mało nie zapierdolił.
-Dobra, nieważne. Spadamy.
Obrócił się i na jego twarzy znów pojawiło się przerażenie - chłopak stał tuż przed nim.
-Gwoli ścisłości, co prawda nie każdy z nas, ale posiadamy zdolność czytania w ludzkich myślach. Niektórzy także w zwierzęcych, więc pewnie by się z Wami, szanowni panowie, dogadali. Dobrej nocy życzę.
I odszedł zostawiając ich w niemym osłupieniu.