poniedziałek, 22 sierpnia 2011

****
W całym pokoju dało się słyszeć okropny, pełen pogardy śmiech.
-"Obszczymurki", co? - ponownie wybuchł śmiechem.
-Byłem miły. - powiedział po chwili spokojnym głosem - Naprawdę, cholernie miły. Ponoć jesteś inteligentnym gościem, a jednak nie docierają do ciebie proste aluzje. Banalne. Wręcz prymitywne. Zlekceważyłeś przeciwnika i oto jesteś tu, gdzie jesteś. To musi być wkurzające: mieć się za lepszego i skończyć w ten sposób. Jeden głos w środku mówi mi, że może to będzie dla ciebie lekcja, może zaczniesz szanować innych, przestaniesz mieć się za władcę świata. Inny natomiast domaga się sprawiedliwości: kawał z ciebie sukinsyna, wiesz?
Człowiek, do którego mówił patrzył tylko na niego nienawistnym wzrokiem. Był całkowicie obezwładniony, skazany na łaskę bądź niełaskę oponenta. Mimo to wciąż paliła się w nim chęć walki. Przegrał, lecz jeszcze się nie poddał.
-Jednak to wszystko, to jedynie ideologia. - kontynuował. - Tak naprawdę opcje zostały mi dwie: zabić, albo kazać żyć z tym bólem. Oczywiście można by wyczyścić twoją pamięć, ale wtedy to nie miałoby żadnego sensu. Właśnie: sens. - zamyślił się chwilę. - To o niego zawsze chodzi. Nie bilans zysków i strat, nie dobro czy zło, ale sens. Zastanawiałeś się kiedyś nad sensem swojego istnienia?
Nic mu nie odpowiedział. Właściwie wcale go nie słuchał. Zastanawiał się tylko jak wyjść z tej sytuacji, a później się zemścić.
-Bo widzisz sens mojego istnienia jest jasny i oczywisty. - kontynuował swój monolog, wciąż z takim samym zapałem jak na początku. - Ja mam dorwać ciebie. A co dalej, to już nie wiadomo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz